Pożegnanie lata i przywitanie się ze społecznością bikestats
Nastała upragniona sobota. Od kilku dni planowaliśmy z Dawidem kolejną wycieczkę rowerową; pod znakiem zapytania tylko było, czy będzie to znów piękna Meklemburgia czy okolice Szczecina, które także uważam za bardzo ciekawe. Dawid jest zawsze pomysłowy i obmyśla interesujące trasy, nigdy jeszcze żadna trasa mnie nie zanudziła.
Rano w sobotę dość wcześnie wstaliśmy i szykowaliśmy się do wyjazdu, tzn. Dawid siedział a ja latałam po mieszkaniu szykując się. Jak to zwykle z kobietami bywa. Jeszcze pierwszy spacerek wokół domu z psem i jedziemy po nasze rowery do garażu. Postanowiliśmy pojechać samochodem do Löcknitz a stamtąd dopiero rozpocząć wyprawę. Chciałam robić dziś za kierowcę, bo przyznam szczerze, ostatnio rzadko siadam za kółkiem. I oczywiście widzę u siebie małe uwstecznienie jako kierowca, Dawid delikatnie pokazuje moje błędy, ale w końcu szczęśliwie dojechaliśmy. Po drodze na granicy minęliśmy kontrolę, uchodźców nie widać, jest spokojnie.
Z Löckniitz wyruszyliśmy dwoma kółkami w stronę wsi Gorkow. Wieś nietypowa dla niemieckiego landu, wygląda na to, że czas się w niej zatrzymał na XIX lub początkach XX wieku. Stare domostwa o zabudowie ryglowej lub z cegły, na środku zamknięty kościół, w pobliżu drewniana dzwonnica i ani żywego ducha. Skręciliśmy a tam... gospodarstwo w którym z szopy ciekawie wyglądają dwie kózki, wesoło chrumka maciora. Chyba cieszą się na gości, pewnie rzadko ktoś zagląda do tej wsi.

W Gorkow© Agnes

Wyrośnięta świnka Babe© Agnes
Zwiedzamy główny rynek w Pasewalku, tam rundkę wokół robi Dawid a ja go nagrywam. Pasewalk to bardzo ładne miasto, warto zobaczyć centrum, większości pewnie kojarzy się z zakupami i odkrytą pływalnią. Ja dziś poznałam piękne zakątki tego miasta.
Czas trochę goni, więc wyjeżdżamy za rogatki, jedziemy wzdłuż muru obronnego i przypominamy sobie urocze Templin, które zwiedziliśmy wczesną wiosną, jeszcze nie na rowerach.

Rynek w Pasewalku© Agnes

Kocie łby, prawdziwe wyzwanie© Agnes

Dziecko kukurydzy© Agnes
Ponieważ trasa wycieczki jest nowością dla nas obojga, nie wiemy ile jeszcze mamy do mety. Ale jedziemy utwardzoną drogą przez las, czasem teren jest na wzniesieniu, więc mamy trochę survivalu, żeby nie było monotonnie. Zatrzymujemy się jeszcze na pyszne jabłka z niczyjego drzewa, są soczyste i kruche. Spoglądam z nadzieją na sakwy przy rowerze Dawida ale daję za wygraną, pakuję tam tylko dwa jabłka. A chciałoby się wziąć z kilka kilogramów...

Pyszne jabłka z niemieckiego drzewa© Agnes
Czas wracać do domu. Tym razem kieruje Dawid a ja odpoczywam obok zajadając niemieckiego precla kupionego w polskim Lidlu ;) Można i tak... Wycieczka niezwykle udana... Zapraszam na blog davidbaluch, ciekawie napisany ze zdjęciami i filmikiem.
Nasza trasa