Czerwony październik
Sobota, 31 października 2015
· Komentarze(5)
Kategoria Police
Dziś ostatni dzień października. Jest pięknie, ciepło i bardzo słonecznie. A ponieważ sobota, nie zastanawiałam się długo, tylko zaraz po zakupach wskoczyłam na mój rower. Nie myślałam nad trasą, jechałam jak mnie koła powiozą. Ruch na ulicy wzmożony, w końcu jutro święto. Mijałam ludzi spieszących na pobliski cmentarz, często używając dzwonka bo, pomimo, że to droga dla pieszych i rowerów, piesi przywłaszczyli sobie dziś każdy centymetr chodnika.
Minęłam wjazd na cmentarz przy ul. Tanowskiej i pomknęłam dalej. Dziś minęło mnie kilku rowerzystów, w końcu grzech nie skorzystać z tak cudownej aury.
Jadąc sobie raz szybciej, raz całkiem niespiesznie, rozmyślałam o tym i o owym... Kiedy poczułam lekkie zmęczenie w nogach i ten wiatr we włosach, nic mi do szczęścia dziś nie było potrzebne. Czułam się wolna, szczęśliwa... Podziwiałam widoki, puste zaorane pola, kolorowe drzewa. Barwy czerwone, brązowe, żółte. Już niedługo wszystkie liście spadną i krajobraz zrobi się smutny. Ale jeszcze cieszy oczy. I ten zapach... Zapach jesieni... Szkoda, że nie można w blogu możliwości umieszczenia tych jesiennych zapachów. Wracałam przez Trzeszczyn, ale pomyślałam sobie, że może przejadę sobie lasem, inaczej niż zwykle. W lesie cichutko, minął mnie jedynie jakiś lekko zawiany człowiek. Niegroźny, nawet nie zwrócił na mnie uwagi. I dobrze. W końcu dziś Halloween, ale strasznie nie jest ;)
Moja trasa znów prowadziła obok cmentarza, ale tym razem w lesie. Nawet tam ruch, samochody wjeżdżają, kwitnie handel zniczami i kwiatami, kręcą się przy bramach ludzie, w pewnym momencie poczułam się jak intruz. Ale jechałam dalej, a za płotem ludzie przy grobach swoich bliskich. Dni zadumy nad przemijaniem życia, wspomnień... Skręciłam w leśną drogę i powróciły moje wspomnienia. Piękna droga otoczona równiutko posadzonymi drzewami buczyny, tam w latach podstawówki odbywały się biegi w ramach lekcji wychowania fizycznego.
Niedaleko jest moja szkoła podstawowa, niedaleko też blok, w którym kiedyś mieszkałam z rodzicami i bratem. To były fajne czasy. Nie było gimnazjów, dzieci były inne. Podwórka pełne dzieci, często bawiliśmy się w tym lasku.
Wracałam przez osiedle, na którym spędziłam część swojego dzieciństwa i dalej wskoczyłam znów na drogę dla rowerów aby dojechać do dzieci. Obiad trzeba zrobić dla moich głodomorków. A jaka radość, że jednak w końcu, pomimo licznych obowiązków, udało mi się pojeździć na rowerze. Szkoda tylko, że samotnie...
Moja trasa
Minęłam wjazd na cmentarz przy ul. Tanowskiej i pomknęłam dalej. Dziś minęło mnie kilku rowerzystów, w końcu grzech nie skorzystać z tak cudownej aury.
Jadąc sobie raz szybciej, raz całkiem niespiesznie, rozmyślałam o tym i o owym... Kiedy poczułam lekkie zmęczenie w nogach i ten wiatr we włosach, nic mi do szczęścia dziś nie było potrzebne. Czułam się wolna, szczęśliwa... Podziwiałam widoki, puste zaorane pola, kolorowe drzewa. Barwy czerwone, brązowe, żółte. Już niedługo wszystkie liście spadną i krajobraz zrobi się smutny. Ale jeszcze cieszy oczy. I ten zapach... Zapach jesieni... Szkoda, że nie można w blogu możliwości umieszczenia tych jesiennych zapachów. Wracałam przez Trzeszczyn, ale pomyślałam sobie, że może przejadę sobie lasem, inaczej niż zwykle. W lesie cichutko, minął mnie jedynie jakiś lekko zawiany człowiek. Niegroźny, nawet nie zwrócił na mnie uwagi. I dobrze. W końcu dziś Halloween, ale strasznie nie jest ;)

Leśna droga© Agnes

Leśny dukt© Agnes
Wracałam przez osiedle, na którym spędziłam część swojego dzieciństwa i dalej wskoczyłam znów na drogę dla rowerów aby dojechać do dzieci. Obiad trzeba zrobić dla moich głodomorków. A jaka radość, że jednak w końcu, pomimo licznych obowiązków, udało mi się pojeździć na rowerze. Szkoda tylko, że samotnie...
Moja trasa