Wpisy archiwalne w miesiącu

Marzec, 2016

Dystans całkowity:58.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:06:30
Średnia prędkość:8.92 km/h
Suma kalorii:1023 kcal
Liczba aktywności:2
Średnio na aktywność:29.00 km i 3h 15m
Więcej statystyk

Po drugiej stronie granicy

Niedziela, 20 marca 2016 · Komentarze(6)
Kategoria Niemcy
Uczestnicy
Nastała sobota. Z początku nic nie zapowiadało słoneczka, było nawet dość chłodno, ale z czasem zza chmur wyjrzało słońce. Hurra!! Na dziś mamy zaplanowaną wyprawę rowerową z Dawidkiem! Nareszcie! 
Najpierw musiałam spełnić jeden poranny sobotni  obowiązek, a potem już przez 11.00 byłam gotowa na rower. Dawid przyjechał po mnie, zapakowaliśmy rowery, pyszne bułeczki z rybką i dodatkami (to nasza namiastka "fishbuły", ale równie smaczna), herbatkę w termosie i wyruszyliśmy do Blankensee. Mimo słońca było dość chłodno, ubraliśmy się na cebulki, Dawid ma nawet taką fajną czapeczkę rowerową, w której wygląda jak nuncjusz papieski i zawsze się z tego śmiejemy jak ją zakłada. Ja czapki nie miałam, ale wzięłam sobie taką chustę na szyję i wymyśliłam sobie patent, aby mi nie było zimno w głowę i uszy. Bo nic tak nie psuje komfortu jazdy jak ból ucha od wiatru i chłód w głowę. Poniżej mój wynalazek, który bardzo spodobał się Dawidowi ;)
Ja i moja moda rowerowa © Agnes
Byłam trochę zmęczona po porannym gruntownym sprzątaniu ale gdy tylko wsiadłam na rower i zaczęłam pedałować, całe zmęczenie uszło. Wspaniale rower pracuje po zimowym serwisowaniu. 
Jedziemy. Znów mijamy znajome miejsca, tak dawno nie widziane. Widoki w Meklemburgii są naprawdę piękne. O każdej porze roku. Narazie mijamy ścierniska i pola zaorane, za kilka tygodni wzejdzie zboże i wszędobylska kukurydza, drzewa będą zielone, będzie pięknie... Na polu goszczą się żurawie, gdzieś dalej widać umykające sarny. Delektujemy się takimi chwilami i widokami.
Pampsee © Agnes
W miejscowości Rotenklempenow robimy postój. Na naszej ławeczce pod daszkiem. Mówię Dawidowi, że mamy "nasze" miejsca. To tak cieszy. Pijemy herbatkę, jemy bułeczki z rybą i trzaskamy sobie fotki. Jest cicho, wokół żywego ducha i tylko My i nasze rowery jak wierne rumaki czekają, aż popedałujemy dalej. No to jedziemy...
Kolejne miejsce postoju to Loecknitz. Już byliśmy tam nieraz. I nagle... mam niebywałą okazję przetestować kask na mojej głowie. Czy jest lepszy od berecika. Chcąc wjechać na drogę rowerową wyodrębnioną z chodnika, źle obliczam trajektorię trasy i robię wspaniałego fikoła z rowerem i lecę jak długa. No nie o to mi chodziło. Jęczę z bólu, Dawid podnosi ze mnie rower i martwi się o mój bark. Na szczęście i kask okazał się godny berecika, bark cały ale kolano strasznie boli. Na jednej i drugiej nodze robią się dwa duże krwiaki. Po za tym żadnych obrażeń. Nawet rower nie ucierpiał. Powoli gramolę się na rower i pomimo stłuczenia kolan jadę dalej. Podczas jazdy nie bolą. Ufff...
W znajomym Netto zaopatrujemy się w piwo (bo w Niemczech jest dozwolone podczas jazdy na rowerze) i znów pomykamy w nasze miejsce, tj. nad jezioro, gdzie odpoczywamy i popijamy złoty płyn. Lekko kuśtykam, kolano boli, gdy się zastanie. Pokazuję Dawidowi moje krwawe rany ;)
Jezioro,Loecknitz © Agnes

Odpoczynek na łódce © Agnes
Dawid i piffko © Agnes
Czas wracać w stronę auta. Przed nami jakieś 10 km. Wracamy trasą urozmaiconą w liczne pagórki, więc raz pniemy się w górę a raz szybko pędzimy w dół. Ale przed nami jeszcze jedno miejsce, gdzie już byliśmy w zeszłym roku. To wieś Gorkow, gdzie czas się zatrzymał w miejscu dwa wieki temu. Pędzimy do naszych znajomych świnek, ale jestem zawiedziona. Nie ma ani jednej... Zjedzone??? Za to są kozy, które z początku zaciekawione moją osobą, zaraz gdzieś obie idą. Szkoda. Za to miłe kotki podchodzą do nas. Dawid kotków nie lubi a ja bardzo. Mruczą sobie, gdy je głaszczę i drapię za uszkiem. Hmm, znam kogoś kto też tak mruczy z zadowolenia ;)
W Gorkow © Agnes

Kotki w Gorkow © Agnes
Trzeba jechać dalej. Dawid jeszcze musi iść do pracy. Dojeżdżamy do auta, pakujemy rowery do środka i pozytywnie zmęczeni, wspominając dzisiejszy dzień, wracamy do Polic. To był NASZ dzień, tylko NASZ...

Dzień Kobiet na dwóch kółkach

Sobota, 5 marca 2016 · Komentarze(4)
Kategoria Szczecin
Z wielkim opóźnieniem, ale w końcu postanowiłam opisać Rowerowy Rajd z okazji Dnia Kobiet zorganizowany 5 marca po raz piąty przez Madbike w Szczecinie, sklep rowerowy. Ja na takim rajdzie znalazłam się po raz pierwszy, ale na pewno nie ostatni.
Przyjechałam do Szczecina na miejsce startu, czyli na Jasne Błonia, pod Pomnik Czynu Polaków. W plecaczku dźwigałam kilka puszek i suchą karmę dla piesków i kotków ze szczecińskiego TOZu. Taki fajny gest od cyklistek dla bezdomnych zwierzątek domowych. 
Start pod Pomnikiem Czynu Polaków na Jasnych Błoniach © Agnes
Na miejscu już była liczna grupa rowerzystek a ich rowery ozdobione były sztucznymi bądź prawdziwymi kwiatami. Pięknie... Na miejsce podjeżdżało coraz więcej kobiet i dziewcząt. Nie brakowało nawet dzieci. Pogoda mogła być nieco lepsza, było dość chłodno ale na szczęście nie padało. Na starcie nie brakowało też licznych fotografów i fotoreporterów a także telewizji, którzy mieli relacjonować naszą wycieczkę.
Na starcie na Jasnych Boniach © Agnes
Ponieważ przybyłam jako pierwsza z dwudziestu uczestniczek, otrzymałam pamiątkową plakietkę. Ale największą niespodziankę zrobił mi Dawid, który przybył z Kacperkiem na miejsce startu, dać mi całusa na drogę i zrobić kilka fotek. A mój kochany kibic Kacperek wręczył mi paczuszkę moich ulubionych M&msów i też dał całusa na drogę. Ale było mi miło, nie spodziewałam się, że podjadą na Jasne Błonia. Ja uwielbiam miłe niespodzianki! Dawid pokazał mi kilka osób z Bikestats, między innymi sympatycznego Trendixa, który przywitał się ze mną tak, jakbyśmy znali się od dawna. Robił też po drodze wiele zdjęć.
Z moim małym kibicem Kacperkiem © Agnes
W końcu, po przedłużonym czasie zbiórki, po przemowie organizatorki i pamiątkowym zdjęciu wyruszyliśmy. Sporo na było, nad naszym bezpieczeństwem czuwali panowie w odblaskowych kamizelkach, tzw. funkcyjni. 
Jechaliśmy przez Park Kasprowicza, fantastyczna trasa. Spotkałam kilka znajomych koleżanek, po drodze, pedałując, zamieniłam z każdą kilka słów. Potem przez las pojechaliśmy na Głębokie, gdzie czekały na nas kolejne uczestniczki. Stamtąd dalej trasa prowadziła do Gospody Lawendowej w Tanowie. 
Po 11 km dojechałyśmy na metę. Tam już płonęło dla nas rozpalone ognisko, w Gospodzie czekała kawa, herbata i ciasto za symboliczne pieniądze. Można też było zjeść pyszny żurek, kiełbasę z grilla lub hamburgery. Ponieważ było trochę chłodno, taki poczęstunek cieszył się bardzo dużym zainteresowaniem. Atmosfera była bardzo przyjemna, poznałam kilka przemiłych osób, wymieniałam się doświadczeniami jako cyklistki i z chęcią wysłuchałam innych osób.
Na mecie w Lawendowej w Tanowie © Agnes
Następnie zrobiła się wielka kolejka po gadżety ufundowane przez organizatorów. Wybrałam sobie plecaczek w kolorze lawendy i ręczniczek do twarzy, także w tym samym kolorze.
A potem zachęcono to uczestnictwa w zumbie. Fantastycznie, dawno nie tańczyłam! Ponieważ pierwszy układ do piosenki Shakiry znałam na pamięć, chętnie poruszałam bioderkami. Popatrzyłam jeszcze, jak uczestniczki rajdu świetnie tańczą kolejne układy...
Zumba w wykonaniu cyklistek © Agnes
I w końcu postanowiłam wrócić do domu. Moje koleżanki upłynniły się wcześniej, więc wracałam z Tanowa do Polic sama, trochę pod wiatr. Ale bardzo zadowolona! Do zobaczenia za rok!!!!